LEGENDA O MOJEJ MIEJSCOWOŚCI

14 kwietnia odbyło się w naszej szkole rozstrzygnięcie konkursu „Mój dom, moje korzenie – miejsce, w którym żyję”. Zadanie konkursowe polegało na wymyśleniu legendy o jednej z okoliczny miejscowości. Napisane przez naszych uczniów legendy zostały odczytane przez nauczycielki podczas apelu. To społeczność szkolna, siłą oklasków, zadecydowała o tym, która opowieść zwycięży.

Wyniki są następujące:

Miejsce I – Julia Skoniecka klasa VI „Dziewczyna z medalionu”

Miejsce II – Klaudia Kacprzycka klasa VIII „Legenda o Dobrzyniu”

Miejsce III –  Maja Sarbiewska  klasa V „Tajemnica wsi Wietrzychowo”

Nagrody zostały ufundowane przez Szkołę Podstawową w Łynie oraz Centrum Usług Wspólnych w Nidzicy.
Konkurs przygotowały Panie Agnieszka Tańska i Angelika Jastrzębowska-Jabłonowska.

 

 

Dziewczyna z medalionu

    Wśród rozległych pól i zarośniętych łąk, na samym skraju małego, zapomnianego miasteczka, stało stare gospodarstwo. Posiadało ono długą historię, a w jego cichych murach mieszkała stara pani Halina, która od lat opiekowała się tym miejscem. Jej mąż, Janek, odszedł dawno temu, a dzieci, które kiedyś biegały po ogrodzie, już dawno założyły własne rodziny i zamieszkały w miastach. Mimo upływu czasu, Halina pozostała wierna rodzinnemu gospodarstwu, traktując każdy kąt domu jak część siebie. Nie było dnia, by nie dbała o ogród, nie przyniosła świeżych warzyw z pola, nie karmiła zwierząt. Gospodarstwo było jej całym światem.

Jednak pewnego wieczoru, gdy zbliżała się wiosna, a promienie zachodzącego słońca malowały na niebie kolory, które zdawały się mówić „pożegnanie”, zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Początkowo Halina zignorowała je, myśląc, że to jedynie jej wyobraźnia. Kiedy jednak w nocy usłyszała ciche stukanie do okna, poczuła niepokój. Otuliła się kocem, patrząc na cienie drzew, które tańczyły na ścianach, tworząc dziwne figury. Stukanie ustało, ale Halina  w powietrzu czuła coś dziwnego. Jakby ziemia pod nią drżała, jakby ona sama była zdenerwowana, jakby coś ją wzywało.

Z biegiem dni zaczęły się kolejne wydarzenia. Zwierzęta zachowywały się dziwnie: kury nie niosły jaj, psy nie chciały wychodzić na podwórze, a koty zamieniały się w milczące cienie, unikając spojrzenia Haliny. Na polach rośliny rosły chaotycznie, a w ogrodzie zaczęły pojawiać się tajemnicze ślady, jakby ktoś chodził pośród warzyw w nocy, zostawiając ścieżki, które ledwo były widoczne w porannej rosie.

Halina poczuła, że coś niepokojącego wkradło się w to miejsce. Zdecydowała się udać do pobliskiej lasu, który rozciągał się za jej gospodarstwem. Zawsze mówiła, że las ma duszę, ale teraz, na granicy dnia i nocy, czuła, jakby to miejsce szumiało coś jej obcego. Z sercem bijącym szybciej, przeszła przez wąską ścieżkę, która prowadziła do starego dębu. Na jego pniu dostrzegła dziwne znaki, jakby ktoś wyrył je w korze: tajemnicze symbole, które przypominały coś starożytnego, nieznanego.

Kiedy wróciła do domu, wieczorem zauważyła, że okna w jej domu są zamglone, jakby powietrze samo wyparowało z pomieszczeń. Noc była cicha, ale w tej ciszy coś zdawało się poruszać, a wkrótce w powietrzu unosił się zapach wilgotnej ziemi i kwitnących roślin. Wtedy to usłyszała go po raz pierwszy – szept, ledwo słyszalny, jakby wiatr niósł słowa, których nie można było zrozumieć. Serce Haliny zabiło szybciej. W końcu podjęła decyzję – postanowiła wyjść na zewnątrz.

Przed domem, w ciemności, zauważyła coś, co nią wstrząsnęło. W pobliżu stodoły stał cień, który nie pasował do żadnego z jej zwierząt. Był wysoki, poruszał się z dziwną gracją, a kiedy zbliżyła się do niego, cień zniknął, jakby rozpuścił się w powietrzu. Zaskoczona, Halina cofnęła się, a wtedy na ziemi dostrzegła coś jeszcze – wśród trawy leżał stary, zniszczony medalion, na którym wyrzeźbiona była postać, którą Halina rozpoznała: kobieta z długimi włosami, w  starej sukni.

Wieczór zamienił się w noc, a w gospodarstwie zapadła cisza, jakby cała ziemia na chwilę wstrzymała oddech. Halina wiedziała, że coś się zmienia. Nie była pewna, co to takiego, ale nie miała wątpliwości, że to coś, co przenika przez czas, przez przestrzeń, co żyje w tym miejscu od wieków. Zauważyła wtedy, że w oknach jej domu odbija się coś jeszcze – nie tylko jej własne odbicie, ale także kształt postaci. Postać kobiety z medalionu!

-Kim jesteś? Czy jesteś dawną panią tego domu? – zapytała Halina.

Tak jak się tego spodziewała, nie usłyszała odpowiedzi. Postanowiła, że z samego rana uda się do kościoła i poprosi Boga o pomoc. Być może duch dawnej właścicielki nie może zaznać spokoju. Może potrzebuje modlitwy.

Z samego rana tak jak postanowiła poprzedniego wieczoru, tak uczyniła. Bardzo żarliwie modliła się o radę i pokój dla zbłąkanej duszy. Halina nie miała żadnej wątpliwości, że to dawna właścicielka. Starzy ludzie w Łynie powiadali, że co jakiś czas duch damy pojawia się. Krążyła legenda, że dziedziczka zakochała się w ubogim parobku swoich rodziców. Niestety jej ojciec nie zgadzał się na to, aby młodzi pobrali się. Postanowił, że wyda ją za mąż za księcia Dobrzynia. Z rozpaczy podobno pękło jej serce i jej duch nie mógł zaznać spokoju.

Taką historię usłyszała Halina kiedy postanowiła osiedlić się w tajemniczym domu. Wówczas opowieści nie potraktowała poważnie, teraz zaczęła analizować. Postanowiła, że urządzi dziedziczce symboliczny grób. Postanowiła wejść na strych. Pomyślała, że może znajdzie tam jakieś pamiątki. Według dawnych mieszkańców, dziedziczce pękło serce, ale ojciec postanowił się wyrzec córki, dlatego jej ciało wyrzucił do pobliskiej rzeki. Kiedy Halina weszła na strych, blask zachodzącego słońca rozświetlił poddasze. W kącie dostrzegła coś świecącego. Z drżącym sercem pochyliła się. Na skrzyni leżał pamiętnik zamknięty na kłódkę. To właśnie ona błyszczała. Serce biło jej jeszcze szybciej. Łzy żalu płynęły po jej twarzy kiedy czytała zapiski o wielkiej miłości. Zabrała pamiętnik. Następnego dnia w pięknej skrzynce zaniosła pamiętnik na cmentarz. Usypała mały kopiec i umieściła pamiątkową tabliczkę.

Z dnia na dzień w gospodarstwie było coraz lepiej. Halina, choć zmęczona, postanowiła pozostać w tym miejscu, bo wierzyła, że to jej dom. Tego wieczoru kiedy zaniosła pamiętnik na cmentarz zdawało się jej, że zobaczyła tajemniczą panią z medalionu, która skinęła jej głową. Od tamtej pory każdej nocy, gdy wiatr świszczał przez drzewa, szept już nie wracał. Halina wiedziała jedno: ziemia, powietrze, las – one miały swoją historię, a ona była jej częścią. Historia, której nie dało się cofnąć, której nie dało się zapomnieć. I gdy zbliżał się nowy dzień, w powietrzu wciąż unosiła się jakaś tajemnica, jakby nie tylko gospodarskie mury, ale także czas był pełen zapomnianych sekretów, które czekały na odkrycie…

autor: Julia Skoniecka

 

Legenda o Dobrzyniu

 

                 Dawne to były czasy, kiedy na Mazurach była wioska otoczona bezgranicznymi lasami. Zdarzały się jednak momenty, że las był dziwny, dochodziły z niego krzyki dzieci wołające o pomoc swoich rodziców. Wielu śmiałków, którzy wybrali się, aby ratować dzieci, już nie wróciło. Mówiono, że to szum lasu sprawia taką iluzję. Niektórzy twierdzili, że to przez prąd rzeki, która była jedynym źródłem wody dla mieszkańców wioski. Jeszcze inni mówili, że dzieci są prawdziwe, ale utopiły się w rzece. Początki płaczącego lasu bardzo źle wpłynęły na wioskę. Zaczęło brakować jedzenia i wody. Pola uprawne wysychały.  Z drugiej strony lasu żyły niedźwiedzie, jelenie, sarny i wilki. Zwierzyna stanowiła główne pożywienie dla mieszkańców. Większym problemem niż tajemniczy las było to, że zwierzęta zaczęły znikać. Oczywiście mieszkańcy twierdzili, że to wina lasu.

           W wiosce mieszkał wódź Edward II z żoną Jaśminą, córeczką Rayą i synem Aresem. Lud kochał swego władcę, bo był miłosierny i sprawiedliwy, a w razie wojny czy napadów chronił swój lud najlepiej jak potrafił. Wódź bardzo przejął się troskami swych poddanych.

Pewnego dnia Edward II postanowił zebrać jak najwięcej odważnych śmiałków i udać się do lasu. Szukali wszystkiego, co pomogłoby wyjaśnić wszystkie tajemnice. Ochotnicy, osiodławszy konie, wybrali się w głąb lasu. Nie zauważyli niczego, co mogłoby ich zaniepokoić.

W pewnym momencie zobaczyli na wzgórzu wielką szopę. Postanowili się tam udać. Gdy otworzyli drzwi, wszystkie zwierzęta wybiegły ze środka. Dzięki sprytnemu władcy rozwiązano sprawę zaginionych zwierząt. Kiedy wracali, zahaczyli jeszcze o rzekę, która płynęła bardzo szybko i było z niej słychać głosy. Gdy zatrzymali się, dostrzegli drewniane instrumenty, które wydawały dźwięki krzyku i płaczu. Dzielny wódź Edward II zniszczył instrumenty. Nie zauważył, że obok leży kartka z napisem: „Śmierć temu, kto nas zniszczy”. Władca konał. Nagle zniknął w ziemi. Ochotnicy, z którymi Edward wybrał się na wyprawę, ze strachem i bólem w sercu wrócili do wioski ogłosić dobrą i złą nowinę.

      Jaśmina nie potrafiła pogodzić się ze stratą męża. Codziennie przesiadywała w miejscu, w którym ziemia odebrała jej ukochanego. Pewnego zimowego wieczoru zobaczyła ducha Edwarda, który zmienił się w błędnego ognika. Od tego dnia wypatrywała męża z nadzieją, że powróci. Pewnej nocy, kiedy było bardzo zimno, zmarznięta Jaśmina wpadła do rzeki. W tym miejscu rzeka wylała się ze swego koryta i powstał staw. Lasy wróciły do swej normalności. A kto w cichy wieczór usiądzie przy stawie, usłyszy szloch Jaśminy i krzyk dzieci.

   Tak oto powstała wieś, która na cześć swego władcy i jego ofiarnej żony nazwała się „Dobrze czyń”. Było to hasło, którym pozdrawiali się wszyscy mieszkańcy, którzy pamiętali o swoich przodkach. Z czasem nazwę uproszczono. I tak powstał Dobrzyń.

autor: Klaudia Kacprzycka

Tajemnica wsi Wietrzychowo

   

    Na skraju lasu, wśród złocistych pól pszenicy i zielonych łąk, leżała niewielka wieś Wietrzychowo.  Nazywano ją tak, ponieważ wiatr zdawał się być tu stałym gościem, muskając liście wierzb i szumiąc pośród traw. Mieszkańcy wierzyli, że ten nieustanny powiew przynosi szept przodków, opowiadając dawne historie.

    Wietrzychowo nie było dużą wsią. Kilkanaście drewnianych chat otaczało niewielki rynek, gdzie co sobotę  odbywał się targ.  Starsi ludzie siadali na ławkach pod rozłożystymi lipami, a dzieci ganiały pośród straganów pełnych chleba, miodu i ręcznie plecionych koszy. Na niewielkim wzniesieniu stał drewniany Kościółek z wieżą, na której znajdował się zegar odmierzający czas oraz dzwon, którego dźwięk rozbrzmiewał po całej okolicy.

Jednak to nie to czyniło Wietrzychowo niezwykłą wsią.

Mówiono, że w starym Młynie za wioską kryła się tajemnica. Młyn od dawna stał opuszczony, a jego skrzydła, choć nieruchome, wciąż wydawały się drżeć na wietrze. Starsi mieszkańcy szeptali, że w nocy słychać stamtąd pukanie i cichy śmiech, jakby ktoś bawił się w chowanego z wiatrem.

    Pewnej jesieni, gdy ;iście spadały z drzew jak złote monety, młoda dziewczyna o imieniu Maja postanowiła rozwiązać tajemnicę starego młyna.  Była odważna i ciekawska, a wieczorne opowieści babci i dziadka jeszcze bardziej podsycały jej ciekawość. Z latarnią w dłoniach i psem Maksem u boku ruszyła w stronę porośniętego bluszczem budynku.

Drzwi młyna zaskrzypiały złowieszczo, gdy je uchyliła. W środku panował półmrok, a przez szpary w dachu wpadały wąskie smugi światła.  Nagle Maja dostrzegła coś dziwnego, delikatny powiew zdawała się krążyć pośród stropowych belek, wirując jak niewidzialny taniec.

– Kto tu jest?! – odważnie zawołała.

I wtedy usłyszała cichy, melodyjny śmiech. Na jednej z belek przysiadł mały świetlisty stwór. Był to Wiatruszek – duch wiatru, opiekun Wietrzychowa.

– Nie bój się Maju – powiedział, a jego głos brzmiał jak szelest liści.

– Strzegę tej wsi od wieków. Każdy powiew, każde muśnięcie wiatru to moja obecność.  Gdy ludzie zapominają o starych opowieściach, ja im przypominam o starych czasach.

– Opowiem ci coś – oznajmił Wiatruszek. – Kiedy byłem młodszy pracowałem tu, pomagałem napędzać skrzydła młyna. Po śmierci młynarza zostałem w Młynie zupełnie sam. Zarosło wszystko, jednak dalej tu mieszkam i czuwam nad tą wsią.

   Po rozmowie ze świetlistym stworkiem, dziewczynka z psem wróciła do domu. Maja powiedziała rodzicom i siostrze, że udało się jej rozwiązać tajemnicę młyna. Po rozmowie z rodzicami i innymi mieszkańcami wsi, wszyscy zgodnie postanowili odnowić zniszczony budynek. Dzięki temu Wiatruszek znowu miał pracę, a wieś zyskała młyn.

Maja i Maks zaprzyjaźnili się z Waitruszkiem, wspólnie spędzali ze sobą każdą wolną chwilę na zabawie. Mimo upływu lat Wiatruszek w dalszym ciągu czuwa nad wsią Wietrzychowo, a wszyscy mieszkańcy cieszą się i są dumni, że maja swojego opiekuna wsi.

 

 

 

                                                                                               autor: Maja Sarbiewska

                                                                                                                 klasa V